Jak się tworzy złe prawo? Przypadek RSiUN

2010-01-21 00:00:00 +0000


"Chcemy dobrze ale takie jest prawo", "nie my piszemy przepisy", "nie chcemy ale Bruksela nam każe" - to typowe wymówki urzędników, którym punktuje się marnotrawstwo, nadregulację czy fiskalizm. Od czasu do czasu ktoś z rządu wylewa krokodyle łzy nad "niską jakością stanowionego prawa", które rzekomo wychodzi z Sejmu.

Patrz też: Wniosek o dostęp do informacji publicznej w sprawie RSiUN

Prace nad ustawą hazardową są żywym przykładem jak urzędnicy tworzą nowe, kontrowersyjne regulacje, w skandaliczny sposób łamiąc ustalone przez siebie wcześniej standardy tworzenia prawa i przeprowadzając fasadowe konsultacje społeczne.

Mamy formalnie instytucję Oceny Skutków Regulacji (OSR). Ministerstwo Gospodarki, które jest "sponsorem" tej działającej od 2001 roku instytucji legislacyjnej pisze dużo  o "prawie opartym na dowodach", "usprawnieniu procesu stanowienia nowego prawa" itp. Dla twórców nowych przepisów stworzono specjalne "Wytyczne do oceny skutków regulacji", które krok po kroku wyjaśniają np. jak prowadzić konsultacje społeczne czy wycenić skutki danej regulacji dla konkurencyjności.

Ale instytucja OSR należy jednak najwyraźniej do tego gatunku instrumentów, którym fajnie się jest pochwalić inwestorom zagranicznym czy Unii Europejskiej w urzędniczych fanzinach, a których w domu się jednak nie używa - bo dyrektor wie lepiej jak ma być.

W przypadku wspomnianego projektu ustawy hazardowej proces OSR naruszono w sposób szczególnie rażący.Autorzy w kolejnych wersjach projektu całkowicie ignorują ogromne koszty, jakie nowa regulacja wygeneruje po stronie przedsiębiorców i użytkowników Internetu - pomimo, że wskazało im je kilkanaście instytucji pozarządowych w kilkudziesięciu komentarzach i uwagach.

Ministerstwo nie ma czasu na nie odpowiedzieć indywidualnie "z uwagi na dużą ilość pytań, opinii i stanowisk". Dziwne, bo np. MSWiA to się udało przy znacznie większej ustawie o informatyzacji. Może gdyby nie stachanowskie tempo uchwalania ustawy hazardowej to dałoby się jednak nie unikać niewygodnej dyskusji?

Regulamin pracy Rady Ministrów, który instytycję OSR formalnie wprowadza mówi wprost o konieczności "przedstawienia wyników analizy wpływu aktu normatywnego na (...) konkurencyjność wewnętrzną i zewnętrzną gospodarki". Autorzy projektu takiej analizy nie przedstawiają, bo jak się wydaje nigdy jej nie przeprowadzili, a opinie, które mogłyby na nią wpłynąć najwyraźniej zignorowali.

Najzabawniejsze jest to, że autorzy rozporządzenia te koszty częściowo wyliczyli ale tylko tam, gdzie można ich użyć jako argumentu "za". W uzasadnieniu art. 180d, który - w skrócie - przerzuca koszty obsługi prokuratur i sądów na operatorów telekomunikacyjnych w uzasadnieniu napisano o 2-3 mln "oszczędności", jakie zyska Skarb Państwa dzięki tej operacji. Czy te koszty znikają? Rzecz jasna nie. Poniosą je operatorzy i ich abonenci. Ale wspomnieć o tym było już niewygodnie.

OSR w miejscu przeznaczonym na ocenę wpływu na konkurencyjność  beztrosko stwierdza, że przepisy „nie będą stanowić bezpośredniego zagrożenia dla rozwoju branży”oraz “nie będzie generować dodatkowych kosztów”. Cała sekcja ma trzy zdania. Tego typu zafałszowań w projekcie jest więcej. Sprawia on wrażenie jakby decyzja o wprowadzeniu regulacji była podjęta odgórnie i nie podlegała dyskusji, zaś cała zabawa w uzasadnienie i oceny spełnia rolę fasadową.

Smutne jest również to, że Rządowe Centrum Legislacji, które formalnie powinno dbać o "prawidłowy przebieg procesu legislacyjnego",  w tej sprawie zgłosiło kilka kosmetycznych uwag nie odnosząc się w ogóle do luźnego stosunku zespołu MF do zasad tworzenia prawa.

Więcej: