E-faktury - 5 lat sporu o bzdurę

2010-05-21 00:00:00 +0100


Przełomowe orzeczenie NSA w sprawie e-faktur - donoszą serwisy prawne. Faktury można już przesyłać emailem. Przypomnijmy zatem, że ten cały bezsensowny spór, którego kulminacją jest ten wyrok trwa już ponad 5 lat, czyli od 2005 roku kiedy min. Neneman i min. Kleiber podpisali rozporządzenie o fakturach elektronicznych.

Wyrok można skomentować tak - przez pięć lat setki ludzi marnowały setki godzin na bezsensowne dywagacje na temat słownikowego znaczenia słowa "wystawić" i jemu podobnych. Urzędy i sądy robiły to w całkowitym oderwaniu od celu faktur elektronicznych, celu fakturowania i celu podatków w ogóle! W każdym roku gdy eksperci rozpisywali się o "właściwościach materiałów piśmienniczych", kilka krajów europejskich, które nie wpadły w pułapkę jałowej kazuistyki oszczędzały miliony euro.

Jednak trzeba pamietać, że jeszcze przed podpisaniem rozporządzenia trwał spór doktrynalny - czy faktury mają być zabezpieczane wyłącznie podpisem kwalifikowanym, jak chciały kwalifikowane centra certyfikacji, czy też innymi technikami, jak sugerowała dyrektywa 2001/115/EC i racjonalna analiza ryzyka. Ze strony zwolenników podpisu kwalifikowanego padło wtedy wiele bzdurnych argumentów, niemniej lobby podpisowe wygrało, co poskutkowało - zgodnie z zapowiedziami krytyków - praktycznym zablokowaniem fakturowania elektronicznego w Polsce na długie lata.

Największy żal mam do min. Michała Kleibera, ministra nauki, z którego wypowiedzi można było wywnioskować, że celem faktur elektronicznych nie jest np. obniżenie kosztów fakturowania tylko promocja podpisu kwalifikowanego:</p>

Bardzo nam zależało, by w Polsce upowszechnić stosowanie podpisu elektronicznego, zwłaszcza bezpiecznego. Wierzę, że rozporządzenie przyczyni się do tego, że wiele osób zacznie taki podpis stosować

Identyczny argument padł zresztą także podczas wcześniejszej dyskusji na temat podpisu kwalifikowanego w KSI ZUS z ust Włodzimierza Marcińskiego:

Uważam, że ten zapis jest wręcz fundamentalny dla rozwoju podpisu elektronicznego i usług elektronicznych w administracji. W związku z tym popieramy tę propozycję zmiany.

Wiara obu panów, że przymus administracyjny stosowania podpisu kwalifikowanego tam gdzie jest on niepotrzebny lub wręcz szkodliwy pomoże w "promocji podpisu" jest odbiciem argumentacji o "masie krytycznej" znanej mi doskonale ze strony przedstawicieli centrów certyfikacji.

Jest ona skutecznie wtłaczana do głów przedstawicieli administracji na dorocznych konferencjach organizowanych przez jedną z firm. Głupotę tego argumentu skutecznie weryfikują twarde fakty i statystyki, które pokazują, że podpis kwalifikowany od 2002 roku skutecznie blokuje kontakty elektroniczne w administracji. Nie dlatego, że jest go za mało tylko dlatego, że nadaje się do podpisywania zwykłych wniosków i faktur równie dobrze jak ultrabezpieczny przecież podpis notarialny.

Do części przedstawicieli administracji i ustawodawców kompletnie jednak  nie trafiają twarde fakty i liczby pokazujące przeciwskuteczność podpisu kwalifikowanego - cztery  dokumenty rocznie składane do krakowskiej elektronicznej skrzynki podawczej za kilkadziesiąt tysięcy, 30 mln rocznie wydawane przez firmy na certyfikaty do ZUS czy 5% wykorzystania faktur elektronicznych.

Świetnie trafiają do nich natomiast prymitywne półprawdy, którymi szermuje się później w uzasadnieniach ustaw. Szkoda tylko, że na ich podstawie pisze się potem prawo.</p>