Ciekawostki z XXVI JS PTI

2010-10-21 00:00:00 +0100


Jesienne Spotkania PTI to impreza inspirująca i za każdym razem przywożę z niej masę notatek, głównie z hasłami do sprawdzenia w domu. Jako że prelegenci są doborowi i z doświadczeniem, to często trafiają się różne ciekawostki, których na próżno szukać w prezentacjach - oto subiektywny ich wybór. Cały pierwszy dzień był poświęcony zarządzaniu projektami - to nie moja bajka ale masa praktycznych doświadczeń autorów z zakresu zarządzania w ogóle oraz zarządzania ryzykiem ma swoją wartość.

O roli komunikacji ryzyka mówili Artur Partyka i Artur Kiełbowicz.W kontekście analizy ryzyka - panowie mówili o dwóch skrajnościach w tym procesie, obu patologicznych. Pierwszej (“szum informacyjny”), kiedy grupa analizująca ryzyko grzęźnie w wielogodzinnych i jałowych dywagacjach na temat ryzyk nieistotnych, wydumanych lub nieprawdopodobnych. I drugiej (“cisza”), kiedy nie grzęźnie bo uczestnicy “nie widzą żadnych ryzyk”. I oficjalnie nie widzą ich tak długo, aż projekt “nagle” nie padnie.

Z prezentacji Jacka Momota o integracji organizacji zapisałem sobie patologiczny scenariusz, w którym zarządy obu z nich zakładają natychmiastowy efekt synergii (wydajności, sprzedaży) po połączeniu, a tymczasem okazuje się, że w całości “zjada go” wielomiesięczna integracja.

Ciekawe obserwacje na temat niedziałania systemów motywacji finansowej programistów prezentował Marek Łubiarz. Konkluzja była taka, że programiści istotnie podążają za różnego rodzaju motywacjami finansowymi tyle, że nie zawsze w sposób założony przez menedżera projektu. Zjawiska takie jak kończenie produktu w ramach “serwisu” po jego oficjalnym odebraniu, “inżynieria wskaźnikowa” czy maksymalnie zachowawcze szacunki wykonania projektów to negatywne skutki źle zaprojektowanego systemu wskaźnikowego. Symptomami organizacji opanowanych przez takie systemy jest permanentny brak mocy przerobowych, wykonanie “zawsze i idealnie zgodne z planem”, premie wypłacane zawsze po równo i w pełnych wysokościach oraz… “niespodziewane” pady projektów, które niby były w najlepszym porządku. Jako remedium autor uznaje kompetencje menedżerskie - przede wszystkim “soft skills” i umiejętność indywidualnej oceny efektywności.

Trafne obserwacje z dziedziny wielokulturowości poczynił Jakub Lesiński w prezentacji o konfliktach w projektach IT. Ciekawą i chyba trafną dygresją była teoria, że Polacy z braku różnic kulturowych wynikającego z braku imigrantów wytworzyli sobie specyficzną “wielokulturowość wewnętrzną”, przejawiającą się maksymalizowaniem nawet drobnych różnic i radosnym eskalowaniem na nich konfliktów. Inna przytoczona opowieść dotyczyła zespołu IT z Kuwejtu, który przyjechał do Polski w składzie 3 mężczyzn i 1 kobieta w chuście. Mężczyźni przejawiali niewspółmierną aktywność i inicjatywę, po czym okazało się, że szefem jest ta cicha i spokojna kobieta, z którą należy dokonywać wszystkich wiążących ustaleń. Ciekawe, jak różne mogą być w różnych kulturach wyznaczniki statusu społecznego i że naśladowanie męskich zachowań nie jest jedynym możliwym sposobem akcentowania swojej pozycji przez kobiety.

Z prezentacji, którą przedstawił Tomasz Byzia (Project Portfolio Management) wynotowałem sobie najczęstsze przyczyny porażek projektów: brak zamkniętego katalogu wymagań (skutkuje nieskończoną ich eskalacją); dokumenty strategiczne nieskończenie “w trakcie opracowywania” (skutkuje ciągłą niezdolnością do określenia zamkniętego katalogu działań taktycznych); “przejęcie” projektu przez “pasażerów na gapę” czyli interesariuszy pobocznych, którzy bezpośrednio projektu nie finansują, więc w nieskończoność eskalują wymagania i żądają zmian.

Ciekawe obserwacje na temat coachingu przedstawił Bogdan Mizerski. Definicja podana w jednym z komentarzy z sali była niezbyt pochlebna: “usługa dla członków zarządu, którzy nie mają z kim pogadać, kupowana zamiast psychoanalityka”. Z prezentacji p. Mizerskiego wyłonił się jednak obraz czegoś innego - formy “zaufanej osoby trzeciej”, której rolą jest rozszerzenie perspektywy osób zagmatwanych w rozmaite bzdurne nieraz konflikty (“co z tego będziesz pamiętał za 5 lat?”) lub paraliż decyzyjny, zwłaszcza dotyczący własnej przyszłości zawodowej. Skutkiem działania takiego doradcy jest najczęściej podjęcie męskiej decyzji - albo w jedną (“zostaję i wiem czego chcę”) albo w drugą stronę (“wiem czego chcę i odchodzę”), z korzyścią dla wszystkich.

Ciekawostki na temat kończącego się właśnie powszechnego spisu rolnego przedstawił Janusz Dygaszewicz z GUS. Z ciekawostek, z samospisu internetowego skorzystało ok. 45 tys. osób objętych spisem (1,8 mln, co daje liczbę 2,5%). To kolejne, po e-Deklaracjach, masowe wykorzystanie Internetu do komunikacji osób prywatnych z administracją, nie zablokowane przez podpis elektroniczny. Interesujące były dane na temat kosztów przeprowadzenia spisów - “papierowego” w 2002 roku i “elektronicznego” w latach 2010-2011. Koszt tego pierwszego był o ok. 16% wyższy, co wiąząło się głównie z koniecznością zaangażowania 170 tys. ankieterów i zużycia 1000 ton papieru, które następnie przetwarzano ręcznie. Z komentarzy z sali wynikało, że ilość osób spisanych przez Internet mogłaby być jeszcze większa, gdyby nie problemy komunikacyjne - osoby objęte spisem zawiadamiano indywidualnie, co przy różnych adresach gospodarstwa i właściciela skutkowało często nieskoordynowanymi działaniami różnych zaangażowanych w spis podmiotów. Osoby te dowiadywały się więc o możliwości spisania przez Internet dopiero wtedy gdy docierali do nich rachmistrze. Ci jednak rekomendowali spisanie “ręczne” i odradzali “internetowe” - powód był bardzo prosty, to drugie było darmowe, a za to pierwsze dostawali kilkadziesiąt złotych. Padły też interesujące cyfry na temat niespójności danych w polskich bazach rejestrowych - największą ich przyczyną są adresy zamieszkania, a dokładnie nieprzestrzeganie wymogu normalizacji adresów wg bazy TERYT i wpisywanie ich “z palca”. Z uwzględnieniem adresów między bazami pasuje tylko 40% rekordów, po ich odrzuceniu już 96%.

Nowoczesnymi standardami zarządzania chwalił się KRUS (Mariusz Ulicki), który opowiadał o wdrożeniach ITIL, PRINCE i architektury korporacyjnej. Ja zapisałem sobie cytat o powszechnej w administracji - i wg autora należącej już w KRUS do przeszłości - “metodzie eksperckiej wyceny kosztów, gdzie ekspertem jest zwykle wykonawca”.

Bardzo podobała mi się też błyskotliwa prezentacja o rewolucji informacyjnej, kulturze, filozofii i nauce, którą przedstawił Mariusz Szynkiewicz, filozof i chemik (UAM, Poznań).