Cenzura Internetu - dziwny pomysł MinFin

2009-11-16 00:00:00 +0000


Nie spodziewałem się, że pomysł cenzurowania Internetu w Polsce na szczeblu krajowym wyjdzie akurat ze strony Ministerstwa Finansów.

Do pomysłu tego doprowadził zapewne dość osobliwy ciąg przyczynowo-skutkowy: ludzie grają w pokera za granicą przez Internet, więc zamkniemy Internet i nie będą grać. Pomysł przybrał postać projektu rozporządzenia postulującego wprowadzenie tworu o nazwie Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych, czyli czarnej listy stron, które będą mieli blokować dostawcy Internetu. Ni mniej ni więcej, czyli totalna cenzura Internetu na poziomie krajowym.

Szczegóły można znaleźć na stronie Piotra Waglowskiego: Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych w projekcie Ministerstwa Finansów

Etyczne aspekty takiej formy cenzury prewencyjnej są w dość oczywiste - niejednoznaczne kryteria, brak wyroku sądu, brak jakiejkolwiek procedury odwoławczej. Katalog tego co ma być filtrowane wygląda tak, jakby osoba pisząca projekt w MinFin krzyknęła do kolegów "hej, co tam jeszcze chcecie poblokować?" i radośnie wpisała ten groch z kapustą do rozporządzenia.

O ile w pełni popieram filtrowanie stron porno w szkołach i firmach (decyzją dyrekcji) czy w domu (decyzją rodziców) o tyle ten pomysł jest skazany na porażkę z przyczyn technicznych. Autor projektu beztrosko pisze w uzasadnieniu:

"Koszty ponoszone przez przedsiębiorcę telekomunikacyjnego będą ograniczone do stworzenia prostego oprogramowania filtrującego oraz dokonującego aktualizacji blokowania adresów."

W rzeczywistości filtrowanie stron WWW po stronie operatora wymagałoby ogromnych inwestycji w infrastrukturę i koszt tego poniesie oczywiście klient. Wprowadzenie filtrowania na tym poziomie byłoby rewolucją na niespotykaną do tej pory skalę. Bo gdzie to "proste oprogramowanie" ma niby działać? Routery brzegowe to nie pecety, na których instaluje się "proste oprogramowanie". Przecież to zupełnie inna warstwa sieci. Filtrowanie stron na tym poziomie wymaga dekapsulacji pakietów do warstwy aplikacji, znalezienia HTTP i wyciągnięcia odpowiedniego adresu.

I wreszcie, co autor projektu wie o pisaniu oprogramowania filtrującego dla dużych operatorów, że radośnie podsumowuje go przymiotnikiem "proste"? Przecież w praktyce wymagałoby to od przeciętnego operatora zainstalowania potężnych klastrów wyspecjalizowanych urządzeń filtrujących. W dowolnym firewallu wielofunkcyjnym (UTM) -  takim jak BlueCoat czy Proventia M- włączenie filtrowania stron powoduje drastyczny spadek wydajności o rząd wielkości i jest to rzecz napisana wprost w instrukcji. 

Tak więc jeśli MinFin nadal poważnie myśli o tym projekcie, to proponuję najpierw wysłać delegację do Chin w celu zdobycia podstawowej wiedzy na temat cenzury Internetu na skalę krajową.