Publikacja aktów prawnych z rocznym opóźnieniem

2008-09-03 00:00:00 +0100


Jak informuje Polskie Towarzystwo Informatyczne "w dniu 3 września odbyła się w MSWiA konferencja uzgodnieniowa nowelizacji "Ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych  aktów prawnych". Nowelizacja ustawy stwarza możliwość publikowania w sieci wersji elektronicznej Dziennika Ustaw, Monitora Polskiego, Dzienników Urzędowych, orzeczeń  i innych aktów prawnych.

Od 1 stycznia 2010 roku akty publikowane na podstawie przepisów tej ustawy w wersji elektronicznej będą w pełni równoważne aktom drukowanym tradycyjnie. Na wniosek PTI przyjęto rozwiązanie analogiczne jak w przypadku uregulowań dotyczących dostępu do informacji publicznej, iż publikacje o których mówi ustawa będą dostępne ze stron Rządowego Centrum Legislacji bezpłatnie do wglądu i ściągnięcia przez każdą zainteresowaną osobę. Opłacie będą podlegać wyłącznie przypadki gdy osoba wnioskująca prosi o przygotowanie i przesłanie jej specyficznych informacji za pomocą środków informacji elektronicznej lub na informatycznym nośniku danych".

Warto przy tym przypomnieć, że oryginalnie publikacja aktów prawnych w formie elektronicznej miała być zapewniona przez państwo w 2006 roku. Nowelizacja ustawy o podpisie elektronicznym zmieniła ten termin zdaje się na 2008 rok, potem zrobiono z tego 2009 a teraz wychodzi, że jednak 2010. Nie wiadomo co będzie w 2010, widać niewątpliwie rosnący postęp arytmetyczny. Szczegółowego kalendarium należy szukać u Piotra Waglowskiego, który tę kwestię śledzi bez porównania dokładniej ode mnie.

Cóż można dodać? Od strony praktycznej byłoby chyba najlepiej, gdyby zamiast tworzyć od zera nieprawdopodobnie złożony system publikacji prawa w formacie XML zacząć po prostu podpisywać elektronicznie - i to nie podpisem kwalifikowanym, a jednym z powszechnie rozpoznawalnych rootów - dokumenty PDF publikowane tak czy inaczej przez ministerstwa. To można zrobić kupując licencję na jedną z wielu aplikacji realizujących podpisywanie dokumentów PDF przy eksporcie z aplikacji biurowej i podpisując to, co i tak do formatu PDF jest w ministerstwach eksportowane.

Zastanawiam się komu jest potrzebna ustawa w formacie XML? Jest to chyba przede wszystkim ukłon w stronę autorów aplikacji prawniczych, którym trudno jest aktualizować ręcznie swoje bazy. Tyle, że do wprowadzania i publikacji takich ustaw trzeba będzie zbudować specjalny system teleinformatyczny, a do przeglądania trzeba będzie zbudować specjalnego klienta.

Prawnik Zdzisław A. Kaleta skomentował to na liście PTI następująco:

"Zatem proponowana obecnie przez MSWiA nowelizacja wprowadzająca ten obowiązek od 1 stycznia 2010r nie jest wprowadzeniem nowych przepisów o zalegalizowaniem bezpodstawnej i niczym nie uzasadnionej zwłoki w wykonaniu istniejącego po stronie Prezesa Rady Ministrów obowiązku.  No to by było na tyle o ile chodzi o tzw. państwo prawa w dziedzinie dostępu obywateli do tekstów przepisów prawnych i monopolu firm udostępniających bazy danych takich przepisów."

Na koniec dygresja bez związku. Podstawową zasadą polskiej informatyzacji wydaje się być budowanie od zera możliwie najbardziej złożonych systemów, które po spóźnionym wdrożeniu nagle - ku zdumieniu wszystkich - rzadko działają, ale kosztują miliony. Pod koniec lat 70-tych Władimir Kuziczkin, rezydent KGB przy ambasadzie radzieckiej w Teheranie, zapisał taki gorzki fragment w swoim pamiętniku:

"Ambasador postanowił więc zbudować koło starej nową willę. Wiedzieliśmy wszyscy dokładnie o co chodzi. W Związku Radzieckim jasne jest dla wszystkich, że jeśli ktoś chce okraść państwo, przystępuje do budowy z państwowych funduszy (...) Rosja to niebywale bogaty kraj. Począwszy od 1917 r. wszyscy, od góry do dołu, ją okradają i ciągle jeszcze co nieco pozostało do ukradzenia".